Z Czesławem Mozilem rozmawia Katarzyna Czajka
Katarzyna Czajka: Wszyscy cię znają jako jurora programu „X-Factor”, większość jako świetnego, genialnego muzyka. O czym człowiek tak wielkiego sukcesu i tak wielkiego trudu (bo ciągle jesteś w trasie koncertowej) najczęściej myśli?
Czesław Mozil: Głównie myślę o tym, jak to zrobić, żeby cały czas być interesującym dla odbiorcy. Ale też nie przesadzić i nie potknąć się. Kiedyś myślałem, że bycie sobą i bycie szczerym wystarczy. Ale przekonałem się, że w naszym kraju to się nie opłaca, bo dostaje się za to po dupie. I nagle z tą osobowością medialną lub tym, którego widzą niektórzy jako Czesława Mozila, jest bardzo różnie. Niektórzy widzą mnie właśnie jako muzyka, dla innych byłem tylko artystą, a teraz już nie jestem artystą, tylko jestem panem z telewizji. To jest straszna rzecz, że tego nie da się połączyć.
Tak, bo zawsze byłeś postrzegany jako muzyk, taki niszowy, a tu raptem „X-Factor”. To ludzi boli?
Co ma osobowość telewizyjna do tworzenia muzyki? Ja to widzę w odbiorze, jak niektórzy dziennikarze sięgają po nią, po tę osobowość telewizyjną, bo sobie wypracowali jakieś zdanie, zrobiłem coś, czego według nich nie powinienem zrobić. Na pewno mam poczucie, że gdzieś w jakimś momencie zaczynam od nowa nie tylko budować swój wizerunek. Dla niektórych zawsze będę dziwkarzem i pijakiem. Niektórzy tak mnie postrzegają.
Każdy człowiek ma różne grzeszki. Ty szczerze mówisz, że kochasz kobiety, lubisz się bawić, korzystać z życia. Nie zauważyłeś, że ludzie udają świętych, skrywają swoje tajemnice, a właśnie potem wyrzucają komuś to, co ich najbardziej boli i dotyka?
To jest największa hipokryzja. Zawsze zwracam na to uwagę, że nie postrzegam ludzi jako lepszych czy gorszych Polaków, lepszych czy gorszych katolików. Nie mam potrzeby mówić, czy jestem wierzący, i się nie wtrącam w to, czy ktoś wierzy, czy nie wierzy. Hipokryzją jest to, że najwięcej zdrad w Polsce jest w małych miejscowościach, więcej niż w dużych miasteczkach. Jak przyjdzie kiedyś taki moment, że będziemy potrafili przyznać się do swoich błędów, to będziemy jako naród bardzo daleko. Widzę to na każdym polu, nawet cały ten element widać w filmie „Ida”. Obraz odnosi sukces na świecie, ale od razu wchodzi ten wątek, że nie powinniśmy tego pokazywać, że my Polacy ewentualnie podczas drugiej wojny światowej też bliźnich zabijaliśmy. Liczy się kult zapominania albo przekręcania rzeczywistości i to jest fakt, że mamy ciężką historię. Ja to obserwuję i mam poczucie, że są siły, z którymi nie da się walczyć. Czuję, że jestem potrzebny dla polskiego show biznesu, bo jest taki nudny, ale widzę, że jestem bardzo niekomfortowy dla wielu ludzi. Pojęcie gwiazdy, jaka powinna być w naszych mediach, to albo pudelkowa i okładki hardcorowe „Gali” i „Vivy”, albo jest się offowym i alternatywnym.
Zrobiłeś płytę Czesława Miłosza, czy trafiła ona na playlisty do radia?
Nie. Zostałem olany totalnie, specjalnie zostałem olany przez radiową Trójkę. Ja wydałem tę płytę tuż po tym, jak był pierwszy sezon „X-Factora”. Radiowa Trójka nie chciała wziąć tej płyty na playlistę, nie chcieli jej nawet skomentować. To mnie strasznie zabolało i od tego czasu nie ruszają mnie w ogóle. To temat, który mnie zaskakuje. Nie wiem dlaczego, ale ewidentnie płyta Miłoszowa jest dla mnie jedną z najmilszych, ale niestety jest tą, która najmniej trafiła do ludzi i która tylko żyje własnym życiem.
Dla mnie ta płyta Miłoszowa była wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. Jak trafiłeś na Miłosza?
Zawsze teksty Miłosza były w moim rodzinnym domu, bo mama jest polonistką. Kochałem Miłosza, ale ogólnie bardzo mało czytałem. Dostałem propozycję od Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku, żeby zrobić sześć piosenek do koncertu, bo było 100-lecie urodzin Miłosza. Pomyślałem, że skoro już mam siąść i zacząć pracować nad piosenkami Miłoszowymi, to fajnie by było zrobić z tego płytę. Dodatkowo ważne jest dla mnie to, że moi rodzice kupili kiedyś mieszkanko w Krakowie na ulicy Bogusławskiego 7, a dokładnie naprzeciwko pod numerem 6 mieszkał Czesław Miłosz przez swoje ostatnie 10 lat pobytu w Polsce. Jest tam taka tabliczka na pamiątkę, więc jak wracałem do domu, to widziałem napis na niej: „tu mieszkał Miłosz”. Pomyślałem, że skoro mamy meldunek w tym samym miejscu, nosimy to samo imię i jesteśmy reemigrantami, to zaważyło na mojej decyzji, że tę płytę powinienem zrobić. I ją zrobiłem.
Czy wydawałeś ją sam?
Sam. Przez moją wytwórnię „Mystic Production”, z którą jestem związany od momentu mojego debiutu.
Uważam, że płyta Miłoszowa jest genialna. Nastąpił tam niesamowity przełom w tobie, choć ja tęsknię czasem do ciebie dawnego, pierwszego, którego poznałam. Ale cóż, przecież można sobie włączyć stare płyty i też wracać do tamtych piosenek. Od czasu Miłosza zauważyłam, że wydoroślałeś. Jak wpłynęła na ciebie ta płyta?
Może wpłynęła tak, że zrozumiałem, że mimo tej poezji, której czasami nie muszę zrozumieć, mogę ją poczuć, mogę odpłynąć w taki świat. Poczułem, że jednak byliśmy tak do siebie podobni, że mogę się z tą poezją utożsamiać, ale nie do końca muszę w niej wszystko zrozumieć. Mogę być takim „The Messenger” między poetą a słuchaczem, który jeszcze może to przekazać po swojemu, ale nie narzucać interpretacji słuchaczowi. Może troszeczkę pod wpływem muzyki, ale podoba mi się to, że jestem takim posłańcem, że przekazuję list komuś, że ten list jest od Miłosza dla słuchacza. Najlepiej, żeby ten list w bezpieczny i w fajny sposób dotarł.
A co cię skłoniło do powrotu do Polski?
Jestem typowym emigrantem w tym sensie, że chciałem Polskę poznać trochę lepiej niż tę, którą moi rodzice opuścili. Nie wystarczało mi przyjeżdżać 4, 5 razy do roku. Zacząłem wracać tu muzycznie i koncertować, a potem zamieszkałem w Polsce, bo tutaj nagle było mnóstwo pracy. Nie spodziewałem się, że to wszystko potoczy się aż tak. Na pewno wiążę swoją przyszłość z Polską, kupiłem teraz mieszkanko na ulicy Ząbkowskiej w Warszawie i tutaj czuję się cudownie. Mam poczucie, że jest mnóstwo rzeczy do zrobienia w naszym kraju. Można zrobić fajny teatr dla dzieci. W Danii jeździłem z teatrem dla dzieci i chciałbym to tu przenieść. Teatr w Danii dla dzieci porusza takie tematy, jak rozwód, jak powiedzmy „drażnienie” słabszych. Można przez kulturę, przez sztukę przemycić takie tematy. Mnie to zadziwia, że jest teraz tyle rozwodów i to jest tak normalne, powszechne, a o tym się nie gada. Teatr w ładny sposób może ten temat poruszyć, aby dzieci nie czuły się inne, bo przecież dzieci są takie same.
W Danii byłem związany z takim teatrem dla dzieci, objechaliśmy Syrię i Liban.
To było mocne przeżycie, to było jeszcze przed wojną.
Z jakim repertuarem tam byliście?
Graliśmy przedstawienie o tym, jak wybucha wojna, ale nie wiadomo gdzie ta wojna się dzieje. Mała dziewczynka z mamą uciekają i to mama musi dbać o tę dziewczynkę. Ale potem, finalnie, dziewczynka dorasta i to ona bierze swoją mamę na plecy i ją niesie. Taki bardzo prosty przekaz, ale taki, który pokazuje metamorfozę> Dzieci czasami bardzo szybko dorastają, jak teraz w Syrii. Tam ludzie przeżywają straszne rzeczy.
Teraz Polska zastanawia się, ilu przyjąć uchodźców.
Dla mnie to oburzające. Chce mi się rzygać. Mamy kraj czterdziestomilionowy. U nas jest dobrze. Mimo tego, co się mówi, to u nas jest największy wzrost gospodarki w Europie w ostatnich latach. A my zastanawiamy się, czy przyjąć tyle, czy tyle ludzi cierpiących, czy mamy chrześcijańskie, czy muzułmańskie rodziny przyjąć. Chce mi się rzygać dlatego, że to i tak będzie się działo. Europa się zmienia, ale ja nie rozumiem tego, przecież to jest bardzo proste. Są ludzie którzy teraz giną, giną i uciekają, więc mi jest przykro, bo ja widzę tutaj brak tolerancji. Albo nasz naród zapomniał o tym, że to my byliśmy potrzebujący niedawno temu.
Byłam na twoim koncercie Solo Act (zresztą charytatywnym, za który ci dziękuję), na twojej spowiedzi emigranta, i dla mnie to była wielka lekcja pokory i tolerancji.
Jak gram koncerty, to jest ważne, żeby przedstawić ten pogląd emigracji jak ja ją widziałem jako dziecko. Ja nie chcę moralizować, tylko powiedzieć, jak to było wtedy i jak może być teraz. W tej spowiedzi emigranta mówię o swojej miłości do kraju, o tym, że moi rodzice nigdy nie zapomnieli chwalić Polskę i mówić, skąd pochodzę. Dlatego też tutaj jestem, bo nie ma nic gorszego jak nieprzyznawanie się do swoich korzeni. Zdaje mi się, że ludzie bardzo ważne rzeczy biorą dla siebie z tej wypowiedzi emigranta. Ale na pewno coś, co się wydarzyło po śmierci mojej matki, to to, że ta spowiedź stała się troszeczkę smutniejsza. Mam koncerty, gdzie ludzie płaczą, to jest takie cudowne i mocne.
Chciałbym zaprosić na Solo Act naszych szanownych dziennikarzy muzycznych, którzy w ogóle mnie nie znają, tylko oceniają z punktu widzenia „X-Factora”.
Jesteś bardzo pracowitym człowiekiem i może tutaj wchodzi element zazdrości?
Ja go odczuwam bardzo często. Ludzie myślą, że jestem milionerem. To, że mam restaurację czy firmę odzieżową dla dzieciaków, to znaczy, że jestem bardzo bogaty. Ale tak naprawdę, to miałem możliwość wziąć różne kredyty i zainwestować w coś, bo nie mogę się spodziewać że za 10-15 lat będę mógł żyć z muzyki. Pracuję od rana do wieczora, nie chwalę się tym, tylko pracuję. Uczę się naszego kraju, nie wszystko rozumiem, ale wiem, że to ja będę gasił światło. Mam swoją misję, chcę być tutaj, bo mam dużo do zrobienia.
Myślę, że zrobisz wszystko, co zaplanowałeś. Jesteś skazany na sukces i za cokolwiek się weźmiesz, robisz to doskonale i wspaniale. Też podczas tego koncertu charytatywnego, który dałeś dla Fundacji zafascynowałeś ludzi sobą. Koncert Solo Act jest genialną lekcją pokory i tolerancji. Ludzie, którzy tak naprawdę cię nie znali, przyszli na koncert charytatywny i wyszli z niego jako twoi fani.
Chciałbym też te solowe koncerty trochę rozszerzyć i więcej zagrać w Polsce. Nie ukrywam, że jest w tym wielka siła i strasznie mnie to jara. To jest dla mnie takie ważne i czuję się spełniony, jak to robię.
Masz czas na życie prywatne?
Mam, ostatnio nauczyłem się priorytetów. Nie miałem swojego życia przez 7 lat. Chcę teraz, latem, zrobić to, na czym mi bardzo zależy, taka niespodzianka.
A czym jest dla ciebie życie prywatne?
Życie prywatne to jest, jak idę gdzieś ze swoją kobietą i nie biorę telefonu ze sobą, odkładam go i mogę czas tylko jej poświęcić. To jest taki quality time i naprawdę nie trzeba go dużo. Wystarczy czasem, że się spędzi tę noc razem, że się śpi blisko siebie. Ale to powoduje, że ja potem mogę iść na miasto i jestem tak naładowany energią, że mogę działać. Na pewno następuje taka zmiana w moim życiu, że teraz wprowadzam się do nowego mieszkania na Pradze i mam poczucie, że zaczynam jakiś nowy etap w swoim życiu.
Co według ciebie jest najważniejsze w życiu?
Wydaje mi się, że najważniejsze jest zdrowie. Niedawno zrobiłem cały taki test u lekarza. Pani pielęgniarka zdziwiła się, że tyle próbek krwi musiała wziąć. Zrobiłem sobie cały przegląd wszystkiego i finalnie jestem zdrowy. Raz w do roku będę robił takie badania, bo się przestraszyłem, że nagle może się wydawać, że wszystko jest dobrze, a ja chciałbym jeszcze tutaj pożyć.
Ale przestraszyłeś się czegoś konkretnego?
Biorąc pod uwagę tempo mojego życia, przestraszyłem się, że organizm nie znosi wszystkiego tak łatwo i jeżeli chciałbym być ojcem i chciałbym widzieć, jak moje dzieci będą dorastać, to muszę trochę zadbać o siebie.
Na twoją zmianę sposobu życia wpłynęła pewnie też śmierć mamy?
Tak mi się wydaje, ale też to nie zmienia faktu, że mam tendencję do destrukcji. Więc znam ciemne strony i czasami dobrze jest w nie uciec, żeby wrócić do rzeczywistości.
Jakie są ciemne strony Czesława Mozila?
Nie, lepiej nie mówić tutaj o nich.
A jasne?
Jasne to są jak szachy, żeby zaplanować cały sobie następny rok tak, żeby móc być pracodawcą, żeby móc być dobrym kolegą, pracodawcą dla swoich przyjaciół muzyków, dobrym partnerem.
Czy da się być jednocześnie dobrym pracodawcą, dobrym partnerem i dobrym kolegą?
Da się, ale to jest szalenie trudne i to nie musi udawać się cały czas, ale należy do tego dążyć.
Więcej od ludzi dostałeś dobra, czy zła?
Mam szczęście, że więcej dobra. Jak przychodzi zło, to całkowicie je odpycham, mam szczęście, że nie przyciągam złych ludzi. Generalnie uczę się jakoś tak się zabezpieczać. Miałem dużo szczęścia, że jak przyjechałem do Polski, to trafiłem na ludzi na wysokim poziomie. Tak w życiu prywatnym, jak i w branży muzycznej.
Kogo cenisz najbardziej z tego świata show biznesu?
Od takich osobowości jak Katarzyna Nosowska do Kuby Wojewódzkiego, na pewno mam taki przekrój. Cenię Stanisława Sojkę, cenię ludzi, którzy przez długi czas są w branży i też potrafią balansować między tak zwanym show biznesem a życiem artystycznym. Niestety te dwie rzeczy są u nas bardzo połączone, bardzo się to próbuje rozdzielić, a to jest bzdurą wielką. Mam swoje marzenia, chciałbym zrobić swój program radiowy, mam pomysły na następne płyty, na koncertowanie, ale zobaczymy. Dużo jest autorytetów, na których można się wzorować na pewno, których się ceni.
Kto jest twoim największym autorytetem zagranicznym?
Na pewno uwielbiam twórczość Nicka Cave-a albo Toma Waits-a. Trudno powiedzieć, bo czasami przez lenistwo człowiek się zatrzymał i mało teraz szuka, mało teraz eksperymentuje, ale na pewno Nick Cave budził zawsze moje ogromne emocje.
Jak to się stało, że potrafiłeś zachować siebie i nie wpaść w komercję, bo przecież masz możliwość totalnej zmiany, jesteś w TVN itd. Mógłbyś zacząć robić muzykę bardziej komercyjną? Czy twoja muzyka jest dla ciebie tak silna, że nie chcesz się złamać, żeby przejść na tę inną stronę?
Ja bym chciał zrobić coś komercyjnego, ale to musiałoby być z sensem i z pomysłem. W tej chwili myślę o zrobieniu płyty „ArtDance Sonat Tori”. Arte dei suonatori (http://www.artedeisuonatori.pl ) To jest taka polska orkiestra barokowa i myślę, że wiosną zagramy wspólnie kilka koncertów. Nie będę walczył, żeby to wszystko się sprzedało, nigdy się tym nie kierowałem, więc będę robił różne rzeczy i jakoś to będzie.
Gdzie widzisz siebie za 20 lat?
Mam nadzieję, że będę w gronie tych samych ludzi, których znam. Że będę grał nadal ze swoimi muzykami, to są moi przyjaciele, z którymi pracuję od lat. Nadal będą przyjeżdżać do mnie do Polski i ze mną koncertować. Dania przyjeżdża do Polski i to jest cudowne, że mogę te dwa światy się połączyły.
Dlaczego wybrałeś Warszawę na swoje miejsce zamieszkania?
Najpierw jako punkt logistyczny, ale jak poznałem troszeczkę lepiej Warszawę, to poczułem, że jest ona cudownym i pulsującym miastem. Jest różnorodna, jest tutaj dużo możliwości. Tutaj też mam swoją firmę i przyjaciół i nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej w tej chwili. Często jeżdżę po Polsce i wszędzie czuję się dobrze, jak w domu, ale jak wracam do Warszawy, to mam świadomość tego prawdziwego domu. Może jak bym był tu codziennie, mógłbym zacząć tęsknić za czymś innym, ale teraz to nie ma dla mnie innego miejsca tak fajnego jak Warszawa.
Gdzie mieszka w tej chwili twój tata?
W Danii, tam, gdzie rodzice mają dom – w Kopenhadze. Tam też mieszka moja siostra z mężem i córką, więc tam też często przebywam.
Czy rodzice często bywali na twoich koncertach?
Nieczęsto. Pamiętam, że przyjeżdżali czasami, jak był taki ogromny boom w teatrze w Zabrzu i byli bardzo dumni, bo był tam też prezydent miasta. Ogólnie niezbyt często, bo mieszkali w Danii.
Zdawali sobie sprawę z twojej popularności w Polsce? Jak odbierała to Twoja mama?
Długi czas myślałem, że tak nie było. Ale jak zacząłem sprzątać w domu, to trafiłem na wycinki z gazet, mniejsze, większe… zbierane w domu przez 7 lat, to mnie bardzo ucieszyło. Myślałem, że mama się nie orientowała, ale jednak orientowała się bardzo dobrze.
Miałeś z nią bardzo dobry kontakt, bo często ją wspominasz na swoich koncertach.
Nie wiem, czy miałem taki dobry kontakt, jaki mogłem mieć. Mnie się zdaje, że z rodzicami miałem specyficzny kontakt, jako nastolatek byłem buntownikiem i na pewno ostatnie 7 lat, odkąd jestem w Polsce, rzadko byłem w domu.
Żałujesz pewnie tego teraz troszeczkę.
Pewnie, że żałuję, ale tak musiało być.
Czy decydując się na udział w „X-Factorze”, myślałeś, że to będzie przyspieszenie twojej kariery muzycznej?
Nie, w ogóle nie. Zawsze o tym marzyłem, ale to nie miało przyspieszyć albo pomóc w karierze muzycznej. Kariera muzyczna była, ale tak naprawdę to wszystko się działo na odwrót od momentu „X-Factora”. Bo ci sami ludzie, którzy wcześniej mnie chwali, nagle mówili, że nie jestem w dobrym środowisku. A ja myślę, że to nic złego, ja dalej to uwielbiam i będę się pchał, jeżeli dostanę propozycję fajną. Kocham telewizję, ale ma to konsekwencje i wpływa na to, jak jest się odbieranym.
No i po za tym, im bardziej się stajesz popularny, tym bardziej ludzie uzurpują sobie prawo do oceniania cię, do grzebania w prywatnych sprawach i wyolbrzymiania tych spraw. Poznałeś w telewizji wiele osobowości medialnych, powiedz, jakim człowiekiem jest Kuba Wojewódzki?
To człowiek z wielką pokorą, bardzo pracowity i według mnie bardzo sprawiedliwy. Cenię go za otwartość i profesjonalaność. Generalnie znam go jako kolegę z pracy i mam do niego bardzo duży szacunek. Cieszę się, że dał mi szansę prowadzić z nim program radiowy.
No tak, ale w mediach Kuba Wojewódzki jest często bezczelny i niemiły, czy on naprawdę taki jest, czy to tylko jego wizerunek na potrzeby mediów?
Nie mam poczucia, że jest niemiły, ale tak mogą go niektórzy odbierać. Jest publicystą, więc trzeba też umieć czytać między linijkami. Kuba Wojewódzki jest człowiekiem, który bardzo mocno chroni swoją prywatność. Dlatego bardzo go cenię, bo dla mnie jest też bardzo inspirujący.
Co sądzisz na temat związków partnerskich?
Nie wtrącam się w to, co ludzie robią. To nie jest moje zadanie, żeby oceniać, bo często myślimy, że coś wiemy, a do końca nie znamy całej prawdy, tak często jest. Cały czas słyszę plotki, nawet chodzą plotki, że jestem gejem.
Chodzisz dumnie z podniesioną głową? Jesteś zadowolony z każdego momentu swojego życia?
Tak, tak. Nie patrzę wstecz. Lubię zawsze patrzeć do przodu. Chodzę z dumnie podniesioną głową, jak najbardziej, i lubię czasami balansować między kiczem a sztuką, żeby trochę ludzi prowokować. Czuję się naprawdę dumnym Czesławem.
Powiedziałeś podczas koncertu Solo Act, że zastanawiasz się, czy jesteś artystą,czy obciachem, pamiętasz? Ludzie się w tedy obruszyli, bo przecież oni na obciach by nie przyjechali.
To jest takie bawienie się z ich rzeczywistością, jak oni sami odbierają siebie, czasami mówię zjednoczmy się w obciachu. Czasami ludzie chodzą na sztukę i nie wiedzą, na co chodzą, byleby byli na tej sztuce, byleby mogli powiedzieć, że byli.
Co chciałbyś powiedzieć młodym Polakom, którzy wyjechali za granicę, czy mają wracać, czy mają tam zostać?
Muszę powiedzieć, że emigracja to nie wstyd, to jest bardzo proste. Boli mnie i jest mi przykro, jak emigranci wstydzą się swojej decyzji, jak nie mogą się do tego przyznać. To jest całkowicie OK tęsknić za Polską, a często ludzie tęsknią, lecz nie przyznają się do tego. Czy mają zostać, czy wracać, to jest ich własna decyzja. Każdy szuka swojego szczęścia i ma prawo do godnego życia i nie dziwię się, że ludzie wyjeżdżają, jak nie mogą związać końca z końcem. Ale trzeba też pamiętać, że czasami niektórzy emigrują, bo uciekają od problemów, które tak samo ich znajdą za granicą. Nie ma dwóch podobnych emigracyjnych historii, one są tak różne i są to indywidualne życiorysy.
Smutne jest to, że środowiska emigracyjne myślą, że ja się nabijam z emigrantów, a nie znają mojego życiorysu. Moi rodzice też sprzątali biura, jak śpiewam „Tango Magister”, to śpiewam o moich rodzicach, to jak ja będę śmiał się z emigrantów? To jest tak, jakby ludziom brakowało fantazji. W Liverpool był jeden z moich najlepszych koncertów, tam była też niemiła sytuacja, ale ja nie chcę do tego wracać. Faktem jest, że nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do Wielkiej Brytanii. We wrześniu jadę do Stanów Zjednoczonych do tej starszej Polonii i też będzie ciekawie. Chciałbym powiedzieć im, że ja jako obywatel Danii, mimo że mam duński paszport, nie mogę brać teraz udziału w wyborach. Dlaczego? Bo mieszkam poza Danią i nie mogę decydować o polityce kraju, w którym nie mieszkam. Tak powinno być, ale to powiem im, jak przyjadę do Stanów. To jest ciekawy temat, jak ludzie niemieszkający w Polsce od 30 lat chcą decydować o jej przyszłości.
Jak przeczytałam tytuł piosenki „Nienawidzę cię, Polsko”, pomyślałam sobie, Boże, co ten Czesław robi? To była moja pierwsza myśl. Potem weszłam w tekst tej piosenki i zrozumiałam, ale jest bardzo dużo ludzi, którzy nie wejdą w tę piosenkę.
Dokładnie. Jest jedna rzecz, której żałuję, to właśnie to, że taki tytuł jej dałem. Myślałem, że skoro jest piosenka, to będzie żyła swoim życiem. Ona jednak żyła jakimś medialnym tytułem. Wiem mimo wszystko, że będzie żyła i będzie wracać do ludzi, ale to potrwa jakiś czas.
Czy wszystkie koncerty Solo Act wyglądają tak samo, czy się czymś różnią?
One się rozwijają, zależnie od mojego stanu, od mojego samopoczucia. Ale generalnie to są podobne. Głównym celem jest płyta emigracyjna i przekraczanie różnych barier.
I wielka nauka tolerancji.
Zależy mi na tym bardzo. Dałem post na Facebooku na temat Syrii i uchodźców, że jest tyle islamofobii, tylu młodych ludzi ma nienawiść do tego, czego nie znamy. Bo się boimy, ale to jest niesamowite. My, Polacy, z tą historią, którą mamy, nie mamy fantazji do myślenia, nawet w tych czasach, kiedy możemy za moment uciekać, bo przyjdzie rosyjski niedźwiedź. To jest abstrakcja totalna, ale tak naprawdę, to jest niesamowite, jak nasz kraj, z taką historią, jest jednocześnie bez wyobraźni.
To teraz coś optymistycznego na koniec.
Cieszę się z tych nadchodzących 4-5 lat, że sztuka i popkultura będzie się tworzyć. Jeszcze bardziej będzie potrzebna niż teraz, przez zmiany, które będą, więc nie jest tak źle.