NIEZWYKŁA DAISY POLSKĘ UKOCHAŁA
Joanna Kozak
Marta Zięba Szklarska
– Powiedzenie, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego, jest tu bardzo prawdziwe. Zmierzamy troszeczkę w tym samym kierunku, co rynek w Anglii, w Niemczech, czy np; w Stanach Zjednoczonych. Tam jest tak, że człowiek robi to co potrafi robić i skupia się na tym co przynosi mu pieniądze a nie je zabiera – mówi Marta Zięba – Szklarska, właścicielka firmy Świat Kadr.
Skąd Twoje zamiłowanie do ekonomii?
Moi rodzice są ekonomistami. Tata od zawsze był związany z ekonomią i uważał, że ja też powinnam się tym zajmować. A ja stwierdziłam, że ja nie będę się tym zajmować, bo skoro oni mnie tak kierują to „na złość odmrożę sobie uszy” i nie będę tego robić. Rodzice bardzo chcieli żebym poszła na SGH albo na Uniwersytet. Nie przystąpiłam tam do egzaminów, bo sobie wymyśliłam Koźmińskiego. Później poszłam na Psychologię Społeczną, skończyłam specjalizację Psychologia Rynku na Koźmińskim. W 2000 roku założyliśmy z tatą i z paroma osobami spółkę pośrednictwa finansowego. Biznes szedł bardzo dobrze. Współpracowaliśmy z prawie 1800 pośrednikami finansowymi. Któregoś dnia zniknęła Pani Prezes i Głowna Księgowa. Byliśmy w szoku, wszystko było nie rozliczone, nie wiedzieliśmy w co ręce włożyć. Wtedy dostałam polecenie od swojego taty „zajmij się tym”. No i miałam przyspieszony „kurs” z księgowości i zarządzania firmą.. Aby ratować firmę nie zrezygnowaliśmy z pośrednictwa, ta działalność miała szanse na dobry rozwój, ale uruchomiliśmy studencka grupą (m.in. z moim mężem) nowa usługę jako Agencja Reklamowa. Zamknęliśmy ją po dwóch latach a firmę pośrednictwa finansowego sprzedaliśmy w 2004 roku. Założyliśmy potem firmę konsultingową, z której dzisiaj wywodzi się Świat Kadr. I tak naprawdę to jest to co lubię robić
Czy się zajmuje Świat Kadr?
Świat Kadr, przede wszystkim zajmuje się wsparciem dla biznesu. Czyli doradztwem w zakresie prowadzenia działalności, biurem rachunkowym, kadrami, płacami i całą tą otoczką, która jest związana z prowadzeniem firmy. Prowadzimy działalność głównie dla sektora MŚP. Oferującym bardzo zindywidualizowane usługi. Zajmujemy się też kojarzeniem biznesów. Przez lata współpracowałam z wieloma firmami, które dzisiaj wyrosły już na dobrze prosperujące organizacje i z wielką przyjemnością mogę polecać ich usługi i przekierowywać naszych klientów do nich. Mój zespół zajmuje się Księgowością, Kadarami i Płacami a ja specjalizuję się w projektach zatrudniania międzynarodowego. Czyli osobami wyjeżdżającymi do pracy zagranicę i cudzoziemcami w Polsce. Są to kwestie formalne i całe spektrum rzeczy, które dookoła tego się dzieją – od legalizacji zatrudnienia po adaptację w nowych warunkach, aklimatyzację, rozliczenia, kontakty z urzędami itd.
Kto jest waszym klientem?
Mamy dwie usługi. Jedną dla osób indywidualnych, gdzie pomagamy cudzoziemcowi żyć w Polsce i Polakowi, który wyjeżdża zagranicę Od znalezienia mieszkania, po zorientowanie się w: systemie bankowym, realiach życia w danym kraju, różnicach kulturowych, kwestiach finansowych, prawnych i podatkowych, formach pracy w danej kulturze, systemie zatrudniania itp. Druga usługa skierowana jest do firm i to one są w większości naszym klientami. Obsługujemy przedsiębiorstwa, które zatrudniają cudzoziemców lub delegują pracowników za granicę do pracy. Zajmujemy się podobnymi kwestiami, jak w usłudze indywidualnej oraz dodatkowo doradzamy firmom w kwestiach formalno-prawnych i finansowych delegowania pracowników za granice czy zatrudniania cudzoziemców. Tak więc firma doradcza i biuro rachunkowe to mój biznes. Mój mąż i mój tata też prowadzą własne firmy, stowarzyszenia czy fundacje, wiele projektów nas łączy, ściśle ze sobą współpracujemy.
Podsumowując wasze rodzinne przedsiębiorstwa i zakres ich działania …
Podsumowując – ja jestem Interim Managerem w zakresie Transgranicznego Zatrudnienia i moja firma to Świat Kadr. Mój tato to Europejska Akademia Planowania Finansowego i Stowarzyszenie Doradców Finansowych (www.effp.pl) oraz ANALITICA POLSKA, mój mąż to Fundacja Reaxum i Zmotywowani.PL. Współpraca jednak kwitnie i uzupełniamy się odrębnymi kwalifikacjami oraz specjalizacjami. Moją główną domeną jest wszystko co „twarde”. Kocham, zestawienia, tabelki, paragrafy, liczby, podatki. Ja to po prostu uwielbiam i dlatego lubię transgraniczne zatrudnienie i w tym się głównie specjalizuje. Tam jest co chwila zmiana, co chwilę jest inaczej, tam co kraj to obyczaj. Co zatrudnienie to inne rozwiązanie a kocham grzebać w ustawach i przepisach. U mnie tabelka, „pogania” tabelkę.
Zatem pewnie nie chcesz uproszczenia systemu podatkowego w Polsce, bo straciłabyś sens wstawania rano z łóżka.
Jestem za upraszczaniem dla ludzi, bo jeżeli przepisowo, systemowo zrobimy jakieś ułatwienie to zaraz wylezie gdzieś z drugiej strony w jakimś innym przepisie, w jakiś innych utrudnieniach. Przede wszystkim dla ludzi powinno być prościej. Przepisy poganiają przepisy, takie są niestety realia rozwijających się Państw. Ostatnio czytałam żeby nadążyć za wszystkimi zmianami, które się dzieją, zwykły przedsiębiorca powinien poświęcać minimum dwie godziny dziennie na aktualizację wiedzy o przepisach. Mnie to akurat sprawia przyjemność.
Teraz zdaje się, że nie ma możliwości wytłumaczenia się z czegoś, powołując się na nieznajomość prawa. Kiedyś była taka możliwość a obecnie każdy powinien być księgowym.
Albo korzystać ze specjalisty, który się zna. Powiedzenie, że jak cos jest do wszystkiego to jest do niczego, jest tu bardzo prawdziwe. Zmierzamy troszeczkę w tym samym kierunku, co rynek w Anglii, w Niemczech, czy np; w Stanach Zjednoczonych. Tam jest tak, że człowiek robi to co potrafi robić i skupia się na tym co przynosi mu pieniądze a nie je zabiera. Jeżeli chce wziąć ślub, to idzie do doradcy. Organizuje komunię dla swojego dziecka – idzie do opiekuna który to robi. Jeżeli zakłada firmę, to on się nawet nie zastanawia nad tym, żeby prowadzić samodzielnie jej księgowość, on po prostu od razu to oddaje specjaliście. Ponieważ tam ludzie wiedzą, że ich czas jest ograniczony i cenny. Prowadzenie rzeczy, na których się nie znają generuje im koszt a w tym czasie powinni się skupić na rozwoju własnego biznesu, to jest ich pieniądz.
Czy żeby prowadzić biuro rachunkowe, trzeba mieć licencję?
Dzisiaj nie trzeba. Natomiast trzeba być gdzieś poddanym weryfikacji. Warto jest zdobywać certyfikaty, kształcić się, być jawnym w sieci i rejestrować w instytucjach które notyfikują pracowników, biura księgowe, biura podatkowe, doradców finansowych. Wiele jest firm świadczących usługi, które po zrobionym błędzie zamykają się by wypłynąć w innym miejscu pod inna nazwą. Nie biorą odpowiedzialności za to co zrobili, więc dzisiaj rynek regulują instytucje pozarządowe, które ewidencjują ludzi prowadzących określoną działalność.
Jacek Czeczot i Anna Kozłowska
Magdalena Zdrenka – Ciałkowska
A co sądzą o Magdzie jej współpracownicy?
[quote_center]Magda jest niezwykle błyskotliwą i utalentowaną osobą. Cechy te w połączeniu z ogromną dozą kreatywności dają istną mieszankę wybuchową.[/quote_center]Albert Wallin, grafik, własciciel “Marka Boska”
[quote_center]Wielki mózg, piękny uśmiech, lekkie pióro warte każdych pieniędzy i słowo, które znaczy więcej niż stos dokumentów. Nie wyobrażam sobie współpracować z kimś innym. Polecam.[/quote_center]Art Machine alias Aśka Talaśka
[quote_center]Magda to połączenie ogromnej wiedzy z doskonałym stylem wyrażania myśli. To gwarantuje sukces.[/quote_center]Krzysztof Bochnacki, redaktor naczelny Graffus art&design.
[quote_center]Otwarta, konkretna. Wie, dokąd idzie i co po drodze ma do zrobienia. I robi to. Konsekwentna i zdecydowana.[/quote_center]Joanna Janowicz, trener, właścicielka joannajanowicz.com
[quote_center]Pełna energii, przezwycięży każdą trudność i z przyjemnością podejmuje się wyzwań. Ciekawa świata i ludzi. Ma bardzo dobre pomysły![/quote_center]Agnieszka Maruda Sperczak, trener, właścicielka Vission Consulting
[quote_center]Dobrze zorganizowana i sumienna. Świetnie zarządza projektami i planuje ich rozwój. Praca z nią daje satysfakcję i energię do działania.[/quote_center]Bartek Zalewski, grafik, właściciel “Green Onion”
Marcin Marcok
„Diamenty zostały nam podarowane przez bogów, by trochę nam rozjaśnić nasze szare życie, uszczęśliwić i otoczyć swoją magiczną ochroną. To, że diamenty są magiczne, nie podlega absolutnie dyskusji. Uwielbiają przebywać wśród ludzi, zachwycać swoim pięknem i obdarzać nas swoją kosmiczną, boską wręcz energią. Kochają światło, rozbudzają emocje, najróżniejsze. Jeśli im pozwolisz – oczarują cię i sprawią, że twoje życie będzie bardziej szczęśliwe, dostatnie i pełne” – mówi Marcin Marcok, znawca diamentów.
Skąd miłość do brylantów?
Są rzeczy, które jednych pociągają, a drudzy nie zwracają na nie uwagi. Powiedzmy sobie szczerze – żeby być w życiu szczęśliwym, trzeba robić coś, co sprawia ci przyjemność. Jeżeli uda się połączyć pracę z przyjemnością i pasją, to staje się ona czymś w rodzaju hobby. A jeśli przy tym można zarabiać, to czego w życiu można chcieć więcej? To, co sprawia mi najwięcej przyjemności, to moment, kiedy przekazuję diament w ręce nowego właściciela. To światło, błysk w oczach ludzi, gdy patrzą na brylant, na swój brylant… Jak go biorą do ręki… To może nieco przesadne porównanie, ale doznanie może być podobne do tego, jakie mają niektórzy, widząc pierwszy raz swoje dziecko. Jest coś takiego w diamentach, czego nie ma w niczym innym.
Przyciągają wzrok?
Przyciągają, nie tylko kobiet, ale także mężczyzn. Wywołują wiele emocji i uczuć, najróżniejszych. Należy je traktować w sposób należyty, być w stosunku do nich fair.
Co to znaczy być fair w stosunku do diamentów?
Jak wspomniałem na początku, diamenty są magiczne, należy je więc w odpowiedni sposób traktować. Wykorzystywane do niecnych celów potrafią ukarać swoich właścicieli. Jako przykład weźmy sławny diament Hope’a. Jean-Baptiste Tavernier, znany francuski handlarz diamentów, nabył surowy diament o masie 112 ct w niejasnych do dziś okolicznościach, prawdopodobnie od niewolnika. Kamień został sprzedany na dwór Ludwika XIV, który zlecił podział i oszlifowanie go w formie trójkątnej, zbliżonej do gruszki. Kamień po oszlifowaniu miał masę równą 67.5 ct. Po śmierci Ludwika XIV, w 1715 roku, niebieski diament został skradziony. Pomimo usilnych poszukiwań, klejnot przepadł na prawie 115 lat. Nagle, w połowie 1830 roku, na rynku w Anglii pojawił się duży, stalowoniebieski diament, o nieco innym kształcie i masie – 44.5 ct. Bez wątpienia jednak był to diament Ludwika XIV. Kamień został przeszlifowany. Strata masy była podyktowana przeszlifem, ale prawdopodobnie oferent znał pochodzenie kamienia i zamiast ryzykować identyfikacją skradzionego diamentu – postanowił zmodyfikować jego kształt. Został zakupiony przez bankiera Henry’ego Thomasa Hope (ludzie myślą, że nazwa diamentu pochodziła od słowa „nadzieja”, a chodziło o nazwisko nabywcy). Kamień został zaprezentowany na wystawie Crystal Palace w Londynie w 1851 roku już jako „diament Hope”. Niedługo po publicznej prezentacji H. T. Hope zmarł, a diament trafił w ręce jego potomka, lorda Francisa Pelham-Clinton-Hope. Niestety i tym razem nowy właściciel nie cieszył się długo klejnotem. W niedługim czasie zostawiła go żona, a on sam zbankrutował. Następnym właścicielem kamienia był sułtan turecki Abdul Hamid II, który także go utracił, kończąc swój żywot na wygnaniu i bez grosza przy duszy. Kamień w końcu został zakupiony przez Harry’ego Winstona, który po publicznej prezentacji diamentu przekazał go w darze narodowi amerykańskiemu. Anegdota mówi, iż Winston wolał nie ryzykować ściągnięciem na siebie gniewu klejnotu. Kamieni, które mszczą się za to, że zostały nabyte w sposób nie do końca zgodny z prawem, lub że ktoś tam został oszukany, jest bardzo wiele. Diamenty trzeba szanować, podchodzić do nich jak do świętości. Nie można sobie ich wziąć i powiedzieć: zrobimy przekręt, wykiwamy kogoś na tych kamieniach… Bo to się zawsze zemści. Diamenty są jak kobiety. Musisz je szanować, uwielbiać, pokazywać całemu światu. Po prostu trzeba okazywać, że są wyjątkowe i jedyne.
A jaka jest różnica między brylantem a diamentem?
Ludzie często o to pytają. Najprostsza odpowiedź brzmi: diament jest minerałem, a brylant to jego forma oszlifowana.
Ty zajmujesz się już oszlifowanymi formami?
Różnie. Działamy na rynkach giełdowych, hurtowych, ale także detalicznych, sprzedajemy zarówno diamenty oszlifowane, jak i surowe. Poprzez największe ośrodki diamentowe nasze diamenty trafiają do klientów na całym świecie. Dzięki własnej kopalni diamentów w Ghanie mamy bezpośredni dostęp do surowca.
Jak wygląda taka kopalnia, czy jak w tych dawnych filmach?
Nie, technologia poszła bardzo do przodu. Gdybyś nie zapewniła ludziom w kopalni warunków, jakie są wymagane, nikt nie chciałby z tobą kooperować, nie ma szans, by ktoś takie kamienie od ciebie kupił. Dzisiaj wszystkie firmy, które handlują diamentami, wymagają deklaracji, że te kamienie zostały pozyskane w sposób legalny, że nie zostały naruszone prawa człowieka, że nie wspierasz terroryzmu i tym podobnych rzeczy. Jest to dość intensywnie sprawdzane, bo branża jest pod lupą wszystkich możliwych służb ze względu na wysoką wartość skomasowaną w niewielkiej formie. To przyciąga uwagę. Diamenty to doskonały środek płatniczy. Są bardzo mobilne. Gdybyś chciała milion złotych ulokować w złocie, to stanowiłoby to siedemnaście kilogramów tego kruszcu, nic z tym nie zrobisz. Jeżeli pojawisz się na lotnisku z taką ilością złota, to z nim nie wyjedziesz. Przy oszlifowanym diamencie mamy do czynienia z kamieniem pięciokaratowym, który waży gram i jego wartość wynosi milion złotych. Nie byłoby problemu z przewozem takiego kamienia.
Czyli jest to także bezpieczna forma lokowania pieniędzy.
Za granicą ludzie bardzo często lokują pieniądze w diamentach. U nas jest to nieznane, nie mamy doświadczenia. O ile na złocie Polacy się znają, bo prawie każdy w PRL-u lokował w tym kruszcu swoje finanse, a wielu go szmuglowało np. z Rosji (wtedy z ZSRR), to jeśli chodzi o wiedzę na temat diamentów, sytuacja wygląda inaczej Nasza świadomość dotycząca diamentów jest niewielka, rodziny, które w jakikolwiek sposób miały styczność z diamentami albo wyjechały, albo zostały wysiedlone. Przez czterdzieści lat ten rynek był zamknięty, dopiero teraz doganiamy kraje Europy Zachodniej. Stąd też moda na pierścionki zaręczynowe z diamentem. Do tego, co w Stanach Zjednoczonych jest normalne, u nas dopiero dojrzewamy. Na szczęście ludzie mają teraz nie tylko więcej pieniędzy, ale także wzrasta ich świadomość. Dwadzieścia, trzydzieści lat temu, jak kupiłaś pierścionek z cyrkonią, to wszyscy mówili: „niesamowity diament”. Dzisiaj ludzie już wiedzą, że cyrkonia i brylant to nie jest to samo. Wiedzą nawet to, że ten kamień zupełnie inaczej „bryluje”. A lśnienie brylantów to nic innego, jak wewnętrzne odbicie światła od faset (czyli szlif) tego kamienia. Zatem im kamień jest lepiej oszlifowany, tym piękniej lśni.
Gdzie diamenty są szlifowane?
Ośrodków szlifierskich jest wiele. Jedne z najbardziej znanych są w Antwerpii, Izraelu i Indiach. Te ostatnie są dzisiaj zagłębiem szlifierskim. Wydobycie diamentów już się tam prawie skończyło, ale została bardzo duża infrastruktura związana z kamieniami, największe giełdy w Azji. No i szlifiernie. Antwerpia oraz Amsterdam to są stare szkoły szlifierskie z olbrzymią tradycją. Najlepsze wywodzą się z Amsterdamu – Excelsior i Cullinan były szlifowane właśnie tam. Pracownia Josepha Asschera szlifowała największe kamienie, jakie było dane znaleźć człowiekowi. Cullinan miał 3106 karatów! Jak bardzo musiał być doceniany kunszt tych warsztatów, skoro brytyjska korona zdecydowała się na podział tego klejnotu właśnie tam. Skąd się to wzięło? Wiadomo, doświadczenie i kunszt muszą być ogromne, ale tak naprawdę proces szlifowania to przenoszenie własnych emocji na kamień. To, co szlifierz czuje w danym momencie, znajdziesz w kamieniu.
Ile jest rodzajów szlifów?
Właściwie ich liczba jest nieskończona. Wszystko tak naprawdę zależy od tego ,co szlifierz ma w sercu i co czuje. Sprzedawałem już diamenty w kształcie motyli, głowy konia, żółwia, ryby… Naprawdę to wszystko zależy od tego, co szlifierzowi chodzi po głowie i jak wysoki jest jego kunszt. Bo położenie szlifu też musi się wiązać z wiedzą. Trzeba tak te fasety ułożyć, żeby coś się w kamieniu działo. To jest stara szkoła. Hindusi parę tysięcy lat temu też szlifowali kamienie w bardzo ciekawy sposób. Nakładali niesamowitą liczbę faset, i to tak, żeby jak największe było rozbicie światła. Dopiero na przełomie XVI i XVII wieku ktoś tam wpadł na to, żeby to jakoś usystematyzować. Szlify były coraz bardziej dopracowane. Szlif brylantowy pochodzi z XVII wieku właśnie, ale jego współczesną formę, tę najbardziej efektowną opracował dopiero w 1919 roku Tolkowski. Szlif brylantowy uznawany jest za szczytowe osiągnięcie branży szlifierskiej, jest to zarazem także najbardziej znany szlif.
Jakie są naturalne kolory brylantów?
Wszystkie. Diament to jedyny minerał, który występuje we wszystkich kolorach tęczy. Najczęściej spotykane są te zwane „bezbarwnymi”, czyli te, które najczęściej widzimy u jubilera. Ale liczba modyfikacji barwnych jest nieskończona. To co widzisz w tęczy, to co widzisz dookoła w przyrodzie, każdy kolor, który zobaczysz na własne oczy – w takiej barwie jesteś w stanie znaleźć diament. Są różowe, niebieskie, czerwone, zielone… Są też kamienie zwane kameleonami, które zmieniają swój kolor w zależności od światła, w jakim się znajdują. Naprawdę tych modyfikacji jest ogrom. Pod względem występowania diamentów masz dwa źródła: złoża kimberlitowe i perydotytowe oraz złoża wtórne – okruchowe, przeniesione w inne okolice. Kilka lat temu naukowiec Richard S. Mitchell udowodnił, że kamienie, które są w Brazylii, pochodzą z Afryki. Czyli to jest dowód na to, że te kontynenty były kiedyś połączone. I to są właśnie te złoża wtórne, które były w Brazylii. Tak samo jest eksplorowane dno morza, tam też znajduje się bardzo dużo diamentów. W Rosji prowadzi się eksploatację podziemną, czyli taką, jaką my w Polsce znamy z wydobycia węgla. Na Uralu kopie się diamenty w takiej formie. To jest rzadkość. Najczęściej są to kopalnie odkrywkowe, czyli kopie się dziurę w ziemi. Największa, widziana z kosmosu, wykopana przez człowieka dziura w ziemi to jest właśnie kopalnia Mirny na Syberii. Dziura jest tak głęboka, że tworzy własne prądy powietrzne, które zassały kilka śmigłowców.
Rozumiem, że twoja firma jest właścicielem kopalni w Ghanie. W którym roku ona powstała?
Kopalnia jest nowa, bo to jest temat sprzed trzech lat, my dopiero ruszamy.
Czyli kupiliście teren wiedząc, gdzie mogą być złoża i…?
Ciężka praca i poszukiwania, ogólnie rzecz biorąc próba przebicia. Ale nasze kopalnie to jest malutki odsetek w porównaniu z koncernami De Beers czy Rio Tinto lub rosyjskiej Alrosy.
Ale diamentami handlowałeś dużo wcześniej?
Historia firmy to prawie dwadzieścia lat pracy, zdobywania rynku, edukacji Klientów, zaskarbiania ich zaufania, przekazywania rzetelnych informacji i robienia wszystkiego, aby zapewnić obsługę na najwyższym poziomie.
Jaki największy okaz udało ci się sprzedać?
Największy diament jaki do tej pory sprzedałem osobiście, o masie 24.62 ct, miał doskonałe parametry. To było kilka lat temu, nabywcą był prywatny Klient. Uczestniczyłem jednak także w sprzedaży znacznie większych diamentów.
A najdroższy?
Najdroższe są kamienie kolorowe. Pamiętam sprzedaż czerwonego, jednokaratowego diamentu w kształcie serca o wartości miliona dolarów. I to był najdroższy diament w przeliczeniu na 1ct masy kamienia, jaki przeszedł przez moje ręce… Jak do tej pory.
Czyli czerwony kamień jest droższy niż biały?
Tak, czerwony, niebieski, różowy… Najdroższe są kamienie o bardzo rzadkich barwach. Przyjmuje się, że na sto tysięcy kamieni w barwie „D” i czystości „IF” (najlepsza barwa i najlepsza czystość) występuje tylko jeden w kolorze czerwonym lub różowym. A na sto tysięcy kamieni znalezionych – a co roku wydobywa się 120 mln karatów – tylko 20% nadaje się do obróbki jubilerskiej. To są te kamienie, które możesz spotkać u jubilera. Reszta to są kamienie niskiej jakości, tzw. przemysłowe. Wykorzystywane są w przemyśle, w piłach, wiertłach, telefonach, do budowy matryc ciekłokrystalicznych. Diamenty mają bardzo dużo zastosowań. I tylko jedną piątą wydobycia stanowią kamienie o dobrej jakości jubilerskiej, z czego tylko 15% z tego to są kamienie o naprawdę doskonałej jakości, czyli pierwsze trzy klasy barwy: D,E,F i pierwsze trzy czystości: IF, VVS, VS. Następne są już coraz słabsze. To są naprawdę diamenty rzadko spotykane, grupy premium. My jako firma specjalizujemy się właśnie w tych kamieniach. I nierzadko klient mówi, że szukał kamienia o najlepszej barwie, najlepszej czystości i nie potrafił znaleźć, dopóki do nas nie trafił. U nas dostaje ofertę na sześć czy siedem takich samych kamieni i może sobie wybrać.
Gdzie macie siedzibę?
Główną siedzibę mamy w Orzeszu.
Czyli jeśli ktoś ma wolne 30 milionów złotych, dzwoni do was i kupuje…?
Nie, nie musisz mieć 30 milionów, inwestycje zaczynają się od 30-40 tysięcy złotych. To jest już taka kwota, która starczy na zakup fajnego kamienia jednokaratowego, który może być zaczątkiem inwestycji. Takie diamenty może nie zyskują na wartości nie wiadomo ile, ale inwestycja w brylanty nie jest inwestycją na miesiąc. Ona jest dla inwestora dojrzałego, który ma środki zgromadzone i chce je ulokować w najbezpieczniejszy sposób, czyli chce kupić coś, co będzie mógł trzymać przez lata. To są inwestycje długoterminowe. Klienci, którzy kupili u mnie kolorowe diamenty sześć, siedem lat temu, zarobili 600%. Tyle wynosi stopa zwrotu. Tylko trzeba wziąć poprawkę na to, że kolorowe diamenty to jest coś zupełnie innego niż kamienie bezbarwne. Tak naprawdę tylko my się zajmujemy obrotem diamentami, czyli robimy to, czego nie robią inni. I jeśli u nas kupujesz kamień i wracasz do nas później, to pomagamy ci ten kamień sprzedać. Bo my wiążemy się z klientem na całe życie. To nie jest jednorazowy zakup, kupujesz, do widzenia i już się nie znamy.
Masz już swoje lata, za 50 lat będziesz miał ich jeszcze więcej. Kupuje u ciebie dwudziestoletni chłopak… i co? Masz następców?
Wiesz, to nie jest firma, która zostanie zamknięta za jakiś czas. To jest firma z pasją. I trzeba ją rozwijać. Wszystkie działania prowadzą do tego, żeby ktoś mógł ją przejąć po mnie. Żebym nie musiał wszystkiego doglądać osobiście i sprawdzać. W moim zawodzie stawiam przede wszystkim na zaufanie i na jedną podstawową zasadę: traktuj klienta w ten sposób, w jaki ty chcesz być traktowany. Klienta trzeba szanować. To nie jest deal jednorazowy. Mam klientów, którzy ze mną są związani dłużej niż trwają ich małżeństwa. Przez ten okres, w którym oni kupują u nas diamenty, zdążyli się rozwieść… Ale dalej są z nami związani, dalej kupują. Serwisujemy tego klienta, czyli raz w roku otrzymuje przeliczenie cen do cen aktualnie panujących na rynku. Jeśli chce częściej, to dostaje częściej. Może także te kamienie zdeponować w naszym systemie. To jest zupełnie osobna usługa, ale wiem, że klienci czasami mają problem z przechowywaniem brylantów, dlatego umożliwiamy im depozyt kamieni. A najważniejsze jest to, że jeżeli klient chce wyjść z tej inwestycji po kilku latach – nie jest pozostawiony sam sobie. Dzwoni wtedy do nas, a my dokonujemy wyceny. Jeśli klient się zgadza, pomagamy mu w sprzedaży tego kamienia. To jest podstawa, taka kompleksowa obsługa.
Jak wygląda taka wycena, jakie są parametry?
„4C” to jest zasada, która określa jakość kamieni, czyli: barwa, czystość, szlif i masa. Od pierwszych „C” w słowach: carat, colour, clarity, cut. Piąte „C” to jest certyfikat, swoista metryka kamienia, gdzie masz wszystko opisane przez dane laboratorium, które potwierdza, jaki masz kamień i 6 „C”, jak confidence, czyli zaufanie. Bo zaufanie to jest podstawa. Jest jeszcze 7 „C” i 8 „C”, u nas to „Ch”, czyli cecha – znakowanie na kancie kamienia. W laboratorium zamawiana jest certyfikacja i wypalany jest numer certyfikatu na rondyście diamentu, co stanowi zabezpieczenie, które w stu procentach gwarantuje ci jakość kamienia, jaki zamówiłaś. Tego się nie da podrobić. Ani w domowych warunkach, ani nawet kiedy dajesz kamień do zakucia do jakiegoś złotnika. On ci go oprawi w pierścionek, ale nie jest w stanie podrobić inskrypcji, którą zawsze można sprawdzić pod lupą. Do technologii jej wykonania używany jest specjalny zimny laser. Standardowy, czyli ciepły laser zniszczyłby diament. Doszłoby do samozapłonu kamienia, a nawet jeśli nie, to promień wszedłby nam w jego środek i wypaliłby dziurę.
Co cechuje waszą firmę?
Zaufanie, dyskrecja oraz jedna zasada – my ci niczego nie musimy sprzedać, tylko pozwalamy ci kupić to, czego sama pragniesz. Powiedz nam, czego tak naprawdę potrzebujesz, a my zrobimy wszystko, abyś była zadowolona. No i mamy w ofercie parędziesiąt tysięcy kamieni, a nie zaledwie kilka. Rozumiem, że inne firmą nie pozwalają sobie na utrzymywanie takiego stanu magazynowego jak u nas, bo profil ich działalności jest zupełnie inny. My obsługujemy działania hurtowe, zatem ciągle mamy w obrocie jakieś kamienie. Z racji tego, że działamy na świecie, co paręnaście minut sprzedajemy diament. Ale też musimy te kamienie odkupić, aby móc nimi handlować. Naszym klientom pokazujemy średnio parę diamentów naraz, bo jeśli pokażemy więcej, mogłyby być kłopoty z wyborem. Często dostaję kamienie o tej samej barwie, masie i czystości, czasami jest też dokładnie ta sama ocena szlifu. I wtedy nasz klient nie wie, który wybrać.
Jakie kamienie kupują mężczyźni?
Z mężczyznami jest czasami tak, że oni wybierają coś na pokaz. Są klienci świadomi, którzy wiedzą czego chcą, ale są i tacy, którym zależy na wrażeniu, jakie zrobią. Liczy się to, aby kamień był okazały. To trochę tak, jakby kupić ferrari bez silnika tylko dlatego, że dobrze wygląda. I wozić je na lawecie, a potem je stawiać pod knajpą, żeby w nim siedzieć. Czasami faceci wybierają kamienie, które są duże, ale nie zawsze dobrej jakości. Świadomi klienci wybierają diamenty nie zawsze ogromne, czasem decydują się na mniejsze, ale o doskonałej jakości. Natomiast kobiety mają doskonałą świadomość wyboru kamieni i bardzo często wolą wybrać kamień mniejszy, ale o dużo lepszych parametrach. Wiedzą, że im lepsze parametry, tym kamień jest bardziej niepowtarzalny.
Kryterium koloru i czystości jest ważne?
Oczywiście. Czystość i kolor to jest osiemdziesiąt, a może nawet dziewięćdziesiąt procent wartości kamienia, jeżeli rozpatrujesz diamenty o tej samej masie. W jednej tylko w klasie masowej jest 720 różnych kombinacji układu koloru do czystości, dlatego jednokaratowy diament może równie dobrze kosztować 24.200, co 1.600 dolarów za karat. Wszystko zależy od tego, jaki kamień wybierasz i na jakiego sprzedawcę trafisz. Cennik ustawia nam Rapaport, czyli hurtowe zestawienie cen na rynku diamentowym. Tu powiem ci ciekawostkę, że jako jedyni podajemy to na piśmie. Czyli jeżeli klient dostanie ofertę, to w niej widnieje, jaki jest dyskont do Rapaportu i z jakiego dnia pochodzi to notowanie. O czymś to świadczy… Być może inne firmy mają coś do ukrycia. To jest dziwne, tak mi się wydaje. I nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć.
Czyli liczy się uczciwość.
Uczciwość to jest podstawa. Klient musi nam zaufać, bo przecież daje nam swoje pieniądze. Ludzie wybaczają różne rzeczy, ale nie to, że ktoś ich okradnie, więc jeżeli się dobrze klientowi wytłumaczy, na czym to wszystko polega, to on wybierze sobie taki kamień, który naprawdę będzie spełniał jego oczekiwania. A każdy ma je inne. Dla jednego to ma być prezent, dla innego lokata pieniędzy i sposób na ich pomnażanie. Jeszcze inni to łączą, bo kupują jednokaratowy kamień i zakuwają go w złoto. Żona jest szczęśliwa, a jednocześnie ów pierścionek „zarabia”.
Oprawiacie także kamienie?
Tak, oprawiamy. Nie ma różnicy dla jego wartości, czy brylant leży luzem, czy zdobi biżuterię. Zresztą kamienie nie lubią być zamykane gdzieś tam w sejfie czy w szufladzie. Diamenty zostały nam podarowane przez bogów, by trochę nam rozjaśnić nasze szare życie, uszczęśliwić i otoczyć swoją magiczną ochroną. Kochają światło, rozbudzają emocje, najróżniejsze. Zaskakują jeszcze bardziej swoim pięknem, gdy są oprawione, a my lubimy zaskakiwać klientów, dlatego robimy też biżuterię, biżuterię inną niż wszyscy.
A dla ciebie najważniejsze w życiu jest?
Szczęście innych. Bo to, co ja w życiu robię – to uszczęśliwiam ludzi. Mam sygnały od klientów po dwóch, trzech latach, że kiedy trafiły do nich kamienie ode mnie, to naprawdę coś się zmieniło w ich życiu na lepsze. Często klient kupuje diament jako inwestycję i mówi, że sprzeda go za dwa, trzy lata… Ale tego nie robi, tylko nabywa następny, czyli jego sytuacja finansowa się poprawiła.
Czyli diamenty przynoszą szczęście.
Oczywiście. Jak mówiłem wcześniej, otaczają nas bezpieczeństwem i pozytywną energią. Jeśli im pozwolisz – oczarują cię i sprawią, że twoje życie będzie bardziej szczęśliwe, dostatnie i pełne.